JUSTYNA: Cofnijmy się do czwartku, kiedy to w miłym towarzystwie udałam się do kina Ars, gdzie pierwszy raz miałam przyjemność wylądować w Salonie, w którym było bardzo babciowato i przyjemnie, przerażeniem napawały jedynie pełne kurzu zasłony (w Baranach sprzątają, to nie boli - Wy też możecie ;<). No i może ekran był trochę za wysoko.
Główną bohaterką filmu jest Halina Radwan, samotna matka nastoletniej córki, a w rolę tę wciela się Katarzyna Kwiatkowska, która chyba zagrała świetnie, skoro tak bardzo denerwował mnie jej bezrefleksyjny wyraz twarzy. Bo dodam, że postać przez nią grana nie należy raczej do grona kobiet wybitnie inteligentnych. Halina pracuje w sieciowym sklepie o wdzięcznej nazwie "Motylek", a jej losy zaczynają się gmatwać w momencie gdy zostaje mianowana na kierowniczkę sklepu. Miła Halinka, którą lubią koleżanki z pracy, pod naciskiem wyższych warstw rządzących oraz zachodzących okoliczności, stopniowo zaczyna przekraczać kolejne granice...
W filmie ukazane są różne możliwości wykorzystywania pracowników. Pierwszą z nich jest zatrudnienie na pół etatu, przy czym rzeczywista ilość godzin pracy dorównuje całemu, a nawet go przekracza. Podejrzewam, że każdy z nas zna osoby zatrudnione w ten sposób, tak jak każdy zna osoby będące na umowach zlecenie. Sama wielokrotnie byłam zatrudniana w ten sposób i szczerze mówiąc, sprawiało to, że czułam się jak obywatel drugiej kategorii. Niepłacenie za nadgodziny? Tego nie doświadczyłam, ale jestem przekonana, że wciąż się zdarza. Jednak pokazanie, że w "Motylku" pracuje się 14 godzin, przy czym płacą za 6 jest mocnym przejaskrawieniem.
Praca ponad siły, dźwiganie ciężkich pakunków - w filmie pokazana jest scena jak Halina wraz z koleżanką same rozpakowują ładunek z samochodu dostawczego. To też wydało mi się grubymi nićmi szyte - towar z samochodu zawsze przynosi dostawca. Nie wyklucza to jednak faktu, że często trzeba sporo się nadźwigać pracując przy wykładaniu - skrzynki z piwem, zgrzewki napojów, mleka, różnych puszek. W małym supermarkecie w którym pracowałam nie było tak źle w tej kwestii, gorzej było już przy układaniu towaru w Carrefourze, gdzie śmiało mogę przyrównać - tamtejsza kierowniczka niewiele odstawała od filmowej Haliny, popędzała nas i była hmm... dość bezlitosna ;)
Produktywność. O tak, o tym można by mówić bez końca. Ograniczanie personelu, cięcia, brak tolerancji dla kobiet w ciąży i wymówki szefa, że przecież jest kryzys. Ja jeszcze nie miałam przyjemności usłyszeć tego pytania na żadnej z rozmów kwalifikacyjnych, ale wiem, że zdarza się to nagminnie - "czy zamierza Pani zajść w ciążę w najbliższym czasie?". Cóż, trzeba się nagimnastykować, żeby udowodnić, że absolutnie nie ma się takiego zamiaru. Bo z jednej strony eksperci biją na alarm, że niż demograficzny i mało dzieci, ale z drugiej strony Polkom rzuca się kłody pod nogi w postaci braku stabilności - chcesz urodzić? W porządku, zastąpi Cię ktoś inny, przecież na Twoją posadę znajdzie się niejeden chętny. I tak odkłada się dziecko na lepsze czasy, które kto wie, może nigdy nie nadejdą. W filmie akurat aspekt ciąży pokazany jest od innej strony - jedna z bohaterek, która jest w stanie błogosławionym zmuszona jest do wielogodzinnej pracy, która powoduje poronienie. O tym nie będę się wypowiadać, bo to akurat kwestia dyskusyjna i delikatna.
Sprzedaż mimo wszystko. Ta scena była mocno naciągana: na terenie sklepu zmarł jeden z klientów, okryli go workami po kartoflach, a zwierzchnik Haliny zadecydował, że sklep ma normalnie funkcjonować, żeby nie powodować strat - i tak klienci przechadzali się alejkami marketu mijając leżącego na podłodze denata. To było mocno nienormalne i nigdy w życiu nie słyszałam żeby podobna historia miała miejsce w rzeczywistości. Może ktoś z Was słyszał o takim przypadku?
Szef zalecający się do pracownicy, a w tej roli mało apetyczny Eryk Lubos. Tego też miałam przyjemność doświadczyć na własnej skórze. W małym, osiedlowym supermarkecie w którym pracowałam ponad 3 lata temu managerem był niejaki Pan Jacek - żonaty, grubo po 40 roku życia, zdaje się, że miał dwie córki mniej więcej w moim wieku. Zaczęło się niewinnie - wziął mój numer telefonu, niby to w sprawach służbowych. Jakież było moje zdziwienie, kiedy to zaczął wypisywać do mnie smsy o treści: "A może weekend w Zakopanym?", "To kiedy w końcu się umówimy na kawę?" etc. Myślę sobie teraz, że miałam tupet odpisując mu na jednego z nich: "Myślę, że Pana żona mogłaby mieć coś przeciwko". Odpowiedź brzmiała oczywiście: "Jesteśmy w separacji... bla bla bla". To był główny powód zmiany pracy, dość z resztą nieszczęśliwej. Mimo, że Jacek był o głowę niższy i z pewnością w razie czego nie miałabym problemów z samoobroną, to nie czułam się komfortowo, kiedy był w sklepie podczas mojej zmiany. Aha i co najśmieszniejsze, cały czas obiecywał mi mega podwyżkę - z 6 zł/h na 6,50... :D
Jeżeli jesteście uciśnionymi pracownikami hipermarketów lub innych, to idźcie przyrównać ile prawdy jest w filmie Sadowskiej. Jeśli nie wiecie jak to jest być kasjerką, to też idźcie - mimo podkoloryzowania sporo w tym filmie prawdy... Choć mam wrażenie, że realia nie są już tak aktualne, film bowiem mocno bazuje na aferze z Biedronką sprzed kilku lat. I to z pewnością pani Łopackiej dzisiejsi pracownicy Biedronki powinni podziękować za nie najgorsze wynagrodzenie, premie i pełen pakiet socjalny.
PATRYCJA: Ciężkie klimaty. Ja mam jakieś dziwne w życiu szczęście że wiele przychodzi samo. Ale nie żebym tego nie doceniała! Szczerze mówiąc to nie jest film na mój aktualny stan. Ale przyjdzie czas i na niego :)
PATRYCJA: Ciężkie klimaty. Ja mam jakieś dziwne w życiu szczęście że wiele przychodzi samo. Ale nie żebym tego nie doceniała! Szczerze mówiąc to nie jest film na mój aktualny stan. Ale przyjdzie czas i na niego :)
Wydaje mi się, że scena z trupem w sklepie nie była aż tak przejaskrawiona, Kiedy miałam wątpliwą przyjemność pracy w sklepie (Żabka - z serca nie polecam), spotkała mnie sytuacja, w której musiałam kasować klientów przeskakujących nad menelem leżącym pod ladą (w proteście przeciw zakazowi sprzedały alkoholu nietrzeźwym). Notabene, pan menel bardzo przypominał filmowego denata ;) Tak więc, może jednak realia "Dnia kobiet" nie są aż tak przerysowane, może twórcy chcieli uwypuklić niektóre problemy...
OdpowiedzUsuń