poniedziałek, 15 lutego 2016

Jak umiejętnie robić w życiu bałagan - krótka opowieść o niezdecydowanej imigrantce

JUSTYNA: Życie zwyczajnych ludzi na ogół biegnie po torach rutyny na którą składają się codzienne obowiązki przeplatane od czasu do czasu małymi przyjemnościami w postaci wyjścia do kina, szalonej sobotniej imprezy czy weekendu za miastem. Ile razy marzymy o tym, żeby przełamać tę rutynę ale nie mamy na to odwagi?

Przewroty w moim życiu zawsze dostawałam w prezencie od losu lub innych ludzi. W duchu jednak ciągle wierzyłam, że pewnego dnia w końcu sama zamieszam w swoim kotle. I tak pewnej pamiętnej niedzieli okazja zapukała do moich drzwi a ja mimo targających mną wątpliwości podałam jej rękę i powiedziałam: tym razem Cię nie puszczę. Wszystkie zgromadzone przez sześć lat w Krakowie rzeczy wróciły do domu a ja wylądowałam na dworcu czekając na autobus do Niemiec i udając, że wcale nie chce mi się płakać (ze strachu).


Dlaczego zdecydowałam się emigrację? Po pierwsze czułam się zmęczona pracą w Polsce. Śmieciowa umowa nie gwarantowała mi niczego oprócz wypłaconych za miesiąc pieniędzy, za to ja musiałam zagwarantować pracodawcy że z tygodnia na tydzień jestem stanie zrobić jeszcze więcej tabelek, zestawień, obliczeń w efekcie czego zaczęłam przyrastać do swojego krzesła w biurze. To takie typowe w prawie każdej pracy w Polsce - zawsze możesz zrobić więcej. I więcej. I więcej. Oczywiście za tę samą cenę plus, najlepiej, kosztem twojego czasu wolnego, bo na nadgodziny pieniądze raz są a raz ich nie ma. Po drugie: dawno nie byłam za granicą, a zanim uzbierałabym na wakacje z mojej skromnej wypłaty minęłyby lata świetlne. Więc zamiast planować urlop za granicą po prostu za granicę się przeprowadziłam. O banałach typu nauka języka obcego czy poznawanie nowych ludzi chyba nie muszę wspominać. 

Pierwszy dzień w Niemczech wspominam bardzo miło, piękna pogoda, mili ludzie, pyszna czekolada pita na spacerze w parku, wychwytywanie słówek które jeszcze pamiętałam z lekcji niemieckiego w szkole (i lekkie przerażenie tym, że jest ich tak mało). Kolejne dni przyniosły jednak sporo rozczarowań gdyż rzeczywistość znacznie odbiegała od oferty przedstawionej wcześniej przez pracodawcę. No i ten język. Drażnił mnie całe życie w szkolnej ławie, a teraz atakował mnie jeszcze bardziej niż zwykle - z każdej strony. Najpierw zrezygnowałam z pracy i starałam się znaleźć inną. W głowie mając jednak ciągle myśl: "to chyba nie tu, to chyba nie tu...".  Londyn był na horyzoncie moich planów, ale ciągle myślałam o tym że to jeszcze nie ten czas. Ale trafiłam na ogłoszenie. Praca w hotelu. Pod Londynem. Oczywiście zastanawiałam się w hotelu? a może w burdelu? Tyle się słyszy różnych opowieści. Zadzwoniłam. Powiedzieli, że mogę przyjeżdżać. Kupiłam bilet, spakowałam się i trzy dni później wsiadłam na pokład samolotu do Londynu.

I pierwszy raz w życiu mogę powiedzieć, że czegoś nie żałuję.

CDN.