wtorek, 5 marca 2013

Sztuka szybkiego gotowania, czyli "Czerwona zupa" wg Justyny

Wracałam z miasta po miło spędzonym dniu (ploteczki, kino), kiedy ukłuło mnie poczucie winy, że osoba z którą mieszkam gotuje ostatnio i gotuje, a ja zołza nie mam czasu się odwdzięczyć. Był to poniedziałek, osoba ta późno miała wrócić ze szkoły i pomyślałam, że zaskoczę ją jakimś pożywnym, a przy okazji szybkim w wykonaniu daniem. Hmm, może zupa? Może pomidorowa? Ale przypomniało mi się, że powinnam unikać węglowodanów, a pomidorówka bez kluseczek nic nie jest warta. No to może meksykańska? - zastanawiałam się uparcie, ale stanęła mi przed oczami wizja pływającej w zupie czerwonej fasoli. Nie jestem koneserem czerwonej fasoli, więc pomyślałam, że wrzucę do gara wszystko co czerwone (prócz fasoli) i zobaczymy co z tego wyjdzie. Improwizacja toż przecież moje drugie imię. Trafiłam do osiedlowego Lidla, gdzie trwa akurat amerykański tydzień. Z półek ponętnie uśmiechały się do mnie: brownie, pianki marshmallows, masło orzechowe, muffiny, shake'i itd. Ostentacyjnie ominęłam te pokusy, chwytając tylko prażoną cebulkę, która miała posłużyć komuś kto ją uwielbia za prezent. No dobra wzięłam też brownie, ale tylko po to, żeby utwierdzić się w przekonaniu, że moje jest lepsze. Swoją drogą, wszystkie te produkty w opisie składu zawierają prawie całą tablicę Mendelejewa i lepiej trzymać się od nich z daleka. Chwyciłam więc moje warzywka, przecier pomidorowy, koncentrat, pudełko mielonej wołowiny i udałam się do domu. 

Składniki tajemniczej "Czerwonej zupy":

2-3 papryki
2 średniej wielkości czerwone cebule
2 ząbki czosnku
200g pomidorków cherry (nie są konieczne)
koncentrat pomidorowy
500g mielonej wołowiny

Przyprawy:

sos piri-piri (może być tabasco)
sos worcester (można go zastąpić odrobiną cukru)
pieprz Cayenne
papryka ostra i słodka
kolendra
bulionetka albo kostka rosołowa (nie lubię tego, ale zalegało mi w szafce więc postanowiłam użyć)

Do dekoracji:

odrobina żółtego sera
kilka cienkich plasterków papryki
duuuuużo rukoli (okazało się, że świetnie pasuje smakowo)

Krok pierwszy: kroimy.


Warzywa postanowiłam pokroić w słupki, tak aby przy jedzeniu ostentacyjnie wystawały z łyżki :p Następnie podsmażyłam na oliwie cebulę i dorzuciłam marchewkę (ktoś mi doradził kiedyś, że marchew w zupie lepiej smakuje wcześniej podsmażona, więc postanowiłam wypróbować). Kolejne do garnka wpadło mięso, ale na mojej felernej kuchence indukcyjnej wszystko szybko się przypala jeżeli nie pływa w morzu oleju, więc po podsmażeniu go musiałam na chwilę wszystko wyjąć i umyć garnek. Skorzystałam z okazji i osobno podsmażyłam paprykę i pomidorki.





Następnie, gdy wszystko co trzeba wróciło na swoje miejsce dodałam przecier pomidorowy, koncentrat i ok. pół litra wody (w planie była bardzo gęsta zupa), przyprawy (wszystko na oko, każdy przecież ma inny gust), po czym przykryłam pokrywką i zostawiłam na średnim ogniu (czy można tak to nazwać w przypadku kuchenki indukcyjnej? :]) na jakieś pół godziny.



Na koniec udekorowałam wszystko dużą ilością rukoli, sera i słupkami świeżej papryki.  
A oto efekt tychże zabiegów:



Żywię nadzieję, że nie jest to najgorszy z możliwych post kulinarny! Pozdrawiam!

Justyna 

6 komentarzy:

  1. Ładnie wygląda :) jestem ciekawa jak smakuje :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To zupa? Nie drugie danie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Coś pomiędzy zupą a gulaszem :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak to wszystko apetycznie wygląda. Widzę, ze drewniana łyżka/łopatka pisze dalej swoją historię :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mniam i już robię się głodna :)

    OdpowiedzUsuń