wtorek, 3 grudnia 2013

Zakopower

JUSTYNA: Zalewamy się rumieńcem ze wstydu, znów karygodna przerwa w nadawaniu. Kajamy się przed Wami ale poprawy nie obiecujemy, gdyż zmiany, zmiany, zmiany... Patrycja pracuje poza miejscem zamieszkania (być może wkrótce skonstruuje na ten temat post okraszony licznymi zdjęciami), ja rzuciłam pracę i wnet znalazłam inną, którą pochłania teraz mój czas w znacznym stopniu, a dodatkowo końcówka studiów zaczyna być coraz bardziej absorbująca. Efektem tego wszystkiego jest nasz biedny, zaniedbany blog. Bardzo nam miło, że nie przestaliście w nas wierzyć i parę osób dopytuje, kiedy pojawi się nowy post. Pragnę przy tej okazji szczególnie pozdrowić męski odsetek naszych fanów - w tym Maćka, który zmotywował mnie do szybszej realizacji tegoż posta ;)

Koniec dawnej pracy i zarazem początek nowej postanowiłam uczcić krótkim wyjazdem. Wraz z osobą towarzyszącą spontanicznie podjęliśmy decyzję o wyprawie. Nie mogliśmy zdecydować się gdzie dokładnie chcemy jechać, więc pod presją czasu wybór padł na popularne, szczególnie wśród krakusów, Zakopane. 
Zawsze sądziłam, że nie ma nic przyjemniejszego od planowania weekendowego wyjazdu, ale mój entuzjazm opadł po przejrzeniu wszystkich ofert hoteli na booking.com. Może mieliśmy zbyt duże wymagania: pokój z łazienką, w centrum, w dobrej cenie. Ostatecznie, zrezygnowana, wybrałam hostel Stara Polana, a w nim dwuosobowy pokój, szumnie zwany APARTAMENTEM, w cenie 150 zł za nocleg (weekend, w dodatku długi, ceny idą w górę). Z wyglądu bardzo przyjemne lokum lecz niestety, absolutnie nie warte tych pieniędzy. Muszę przyznać, że skusił mnie zewnętrzny wygląd budynku - stary, drewniany, góralski dom. Mam hopla na punkcie drewnianych domów, urzeka mnie ich przytulność. Niestety klimat, którego oczekiwałam można było spotkać tylko w holu hostelu. 


Jak spędzić czas w Zakopanem mając tylko 24 godziny? Miałam wielką ochotę na wjazd kolejką na Kasprowy Wierch, jednak pogoda nie sprzyjała podziwianiu widoków (co chwilę pojawiała się gęsta mgła), ponadto to okres kiedy szybko zapada zmierzch, a my mieliśmy naprawdę mało czasu. Znów więc padło na banalne (aczkolwiek również przyjemne) formy spędzania czasu - wjechaliśmy na Gubałówkę i pospacerowaliśmy wzdłuż Krupówek. Było baaaardzo zimno - chcąc być przygotowaną zabrałam termiczną bluzkę, szkoda jednak, że nie pomyślałam o legginsach :P

 
Spacerujemy sobie po Gubałówce, aż tu nagle pojawia się gęsta mgła..
.

... a za chwilę już jej nie ma ;)


Po drodze wpadliśmy na grzane winko i piwko :)


Potem był targ i Krupówki. Niestety robiło się ciemno a jak już wielokrotnie wspomniałam zdjęcia wykonuję słabej jakości aparatem w telefonie... ;)


  

Drugiego dnia odwiedziliśmy Cmentarz na Pęksowym Brzyzku. Łamiąc sobie język na tej nazwie zastanawiałam się co ona właściwie oznacza. Z pomocą przyszła Wikipedia - nazwa pochodzi od darczyńcy ziemi, Jana Pęksy a "brzyzek" to w góralskiej gwarze urwisko nad potokiem. Jest to cmentarz na którym pochowani są znani i zasłużeni dla Podhala ludzie. Czy czytaliście "Szatana z siódmej klasy"? Albo "Pannę z mokrą głową"? Jeśli tak, to będąc w Zakopanem odwiedźcie grób Kornela Makuszyńskiego. Na jego grobie ustawione są skromne dary od szkół nazwanych jego imieniem. Stanisław Witkiewicz, Maria Witkiewiczowa, Władysław Orkan... to te powszechniej znane nazwiska. Znajdziemy też symboliczny grób Witkacego. Dlaczego symboliczny? Do tej pory nikt nie wie gdzie tak naprawdę znajdują się szczątki artysty - tropicielom sensacji polecam lekturę traktującą o schyłku jego życia i wariacje na ten temat w filmie "Mistyfikacja" ;) 




Patrycja: Hejże ho. Chyżo zbierałam się do odpisania, ale nie miałam kiedy. W sumie to wielkie szczęście, że się nie nudzę. Że praca, że ludzie.
Zakopanem ZACNE. Mgła, górale pomiędzy górami i pagórami, grzane wino, chłop przy boku i koc na prawie bujanym fotelu w pokoju. Brawo. Też chcę i zazdroszczę.
Gdyż, iż przeprowadziłam się do Koła w ramach pracy. Dzięki czemu mam 3 domy (ten pracowy tylko względem budynku). Co w meritum sprawia, że nie mam czasu na nic. A na górki i pagórki już nie ma mowy. Ale zarzekam się, napisze wam o Kole i pałacu, który odnawiamy.  Mam też stos książek do opisania, które kupiłam za wygraną w pracy kasę. Wydałam wszystko do cna, bo przecież na książki nie będzie mi szkoda:)

Żegnam i idę biegać! Ot co.


JUSTYNA: W kwestii książek też mam coś do polecenia ale o tym następnym razem... ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz