PATRYCJA:
Tak się cudnie złożyło że pomimo niedzieli byłam dziś w pracy. Umarłam tam z 4 razy na grypę, po czym jak feniks z popiołów powstawałam żywa. Kiedy wyszłam byłam na potęgę zmęczona i jak najszybciej do domu na mój szlachetny Widzew. Chyba nigdy nie myślałam o Łodzi jako o miejscu strasznym. Słyszałam dużo, że niebezpiecznie, że chamy, że prostaki. Ale dziś postanowiłam że kolejną rzeczą jaką kupie będzie gaz pieprzowy ;]
A więc, wyszłam sobie z pracy z koleżanką, samiuteńkie centrum, godzina 23. Piotrkowska przy Centralu. Nagle wyrosło przed nami trzech milordów w dresach z łomem w ręku. Jak określiła Sylwia - najpierw zobaczyłam łom a zaraz potem ich mordy. Ja przyspieszyłam kroku chcąc wyglądać na pewną siebie, a Sylwia chciała uciekać. Panowie zagrodzili nam drogę, po czym poinformowali że mamy się nie bać( co mnie od razu uspokoiło:] ), że dokąd o tej godzinie zmierzamy i że chcieli się tylko zapytać o małą przysługę. Czy nie mamy może złotówki na piwo dołożyć. Pan z łomem kipiał poczuciem humoru, a reszta dogadywała zalotnie machając puszkami z piwem. Oczywiście szczytem głupoty byłoby wyjąć portfel. Po oznajmieniu że nie nie mamy nic i że nam się spieszy. Panowie podroczyli się jeszcze chwilkę, po czym życzyli nam miłego wieczoru. Bo to przecież dżentelmeni XXI wieku.
I tak się zastanawiam przed snem, co by było gdyby. I jak wielu psycholi biega wolno po tym świecie.
I że chyba muszę zarobić na własną wyspę. Po której w nocy, po północy będę biegała bez obaw.
To chyba na tyle.
JUSTYNA: No ja już się ostatnio nasłuchałam o Łodzi jak byłyśmy w kawiarni na koncercie... i zaprawdę, powiadam Wam: JA TAM WIĘCEJ NIE JADĘ! :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz