niedziela, 24 lutego 2013

Słów kilka o złośliwościach natury ludzkiej.

PATRYCJA: Akurat kiedy się spieszę, przy bankomacie stoi Pani X. Pani X stoi tam jakieś 15 minut i naciska guziki jak gdyby grała na maszynie i liczyła, że wyleci więcej niż wpisała lub posiada na koncie.

Akurat kiedy mam ciężki koszyk w Tesco City w kolejce do kasy stoi Pani Y. Pani Y ma za to niezwykle ciężką torebkę, która musi leżeć na końcu taśmy, uniemożliwiając wyłożenie na nią czegokolwiek. Pani Y napawając się widokiem moich zmagań z tonowym koszykiem, smarka nos. Tak długo abym nie mogła zwrócić jej uwagi, bo ma przecież zajęte ręce.

Akurat jadę do pracy. I akurat mam gorączkę. Pani Z siedzi, a obok niej siedzi jej pies. Pies Pani Z jest bardziej zmęczony niż ja. Bo on ma zmęczone cztery łapy. A ja mam tylko dwie. Pani Z udaje że nie widzi nikogo poza psem.

W tym tygodniu wygrywa Pani Y!.

Justyna może dopisz coś, każdemu stają na drodze takie wrzody. Może jakiś wybitnie ujmujący klient w pracy? Jak myślisz z czego wynika taka złośliwość? A może Wy macie jakieś przypadki?

JUSTYNA: To z wyładowywaniem zakupów na taśmie to norma. To z psem w podobnej wersji występuje notorycznie, ale zamiast psa koło Pani Z leżą jej siatki pełne zakupów ;) Bankomat też się zdarza. Nic z tych rzeczy nie przeszkadza mi jeśli tylko mam dobry dzień ;) Denerwują mnie za to ludzie na najniższym piętrze Galerii Krakowskiej, kiedy biegnę spóźniona na pociąg lub autobus, a tłum blokuje mi szybkie przejście :P Przychodzi mi na myśl pewna historia. Zdarzenie rozegrało się całkiem niedawno w porannym, miejskim autobusie. 
Jechałam sobie do pracy mając jak zawsze słuchawki w uszach. Dobrze pamiętam, akurat słuchałam Pidżamy Porno - "Tom Petty spotyka Debbie Harry". Szczęśliwie zajęłam jedno z ostatnich wolnych siedzeń. Na którymś z kolejnych przystanków zrobił się niesamowity tłok i jakaś Pani, lat około czterdziestu stanęła blisko mnie, trzymając się poręczy sąsiadującej z moim krzesłem. Jadę sobie, jadę... I nagle kątem oka zauważam, że Pani coś do mnie mówi. Zdejmuję słuchawki i...
- Czy mogłaby Pani przyciszyć? - rzecze rzeczona Pani lat czterdziestu.
- Słucham?!... - pytam nie dlatego, że nie słyszę, lecz dlatego, że uszom nie wierzę.
- No czy mogłaby Pani przyciszyć? Strasznie mi przeszkadza.
Przyciszam, ale tylko dlatego, że jestem w głębokim szoku, a kolejne przystanki pokonuję z  otępiałym uśmiechem na ustach zastanawiając się czy mi się to śniło.

Wchodzę do pracy i robię test. W pracy cisza jak makiem zasiał. Zakładam słuchawki, włączam tę samą piosenkę i pytam koleżanki: "słyszysz czego słucham?". Odpowiada, że nie. 

A Pani czterdziestolatka słyszała. I to w autobusowym tłoku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz