niedziela, 24 lutego 2013

Książki, książunie. Miłości moje ;)

PATRYCJA: Wczoraj wparowałam do mojej ulubionej księgarni, wmawiając sobie jak zawsze że książki to inwestycja w siebie :]
I wyszłam z pięcioma pozycjami z czego dwa to albumy malarstwa (Henri de Toulouse-Lautrec, Hokusai). Kolejna jest o magii kamieni szlachetnych, a następne dwie, od tak, do poczytania (w pierwszej spodobał mi się sposób wydania- Laurent Graff ,, Szczęśliwe dni'', a w drugiej wydawnictwo - Ann Brashares ,,Nigdy i na zawsze''. Oczywiście treść też wzięłam pod uwagę ;)) Po ogólnym ogarnięciu stwierdzam ze ta o kamieniach jest mocno słaba i raczej z przeznaczeniem dla jubilerów. A co do reszty napisze jak przeczytam.


 
Generalnie napawanie się moimi zbiorami, sprawia że od razu czuję moc literatury kipiącą w moich czterech ścianach. Bo po prostu lubię patrzeć na moje książki. Przeglądać je co jakiś czas. Czytać pierwszą i ostatnią stronę dla przypomnienia  ;) 
G. twierdzi, że to jakby dziwne. Ale tu go mam, jego książki też tam są. A wizja posiadania wszystkich części "Wiedźmina" w twardej oprawie jakiś czas temu przysłaniała mu świat! :)

Także  bądźmy nudni i wąchajmy świeżo drukowany papier! :)

JUSTYNA:
Ehh... po szkole też wpadłam do księgarni i zobaczyłam nową pozycję sygnowaną nazwiskiem Samozwaniec. Wywołało to u mnie odruch bezwarunkowy - jedno spojrzenie i już dzierżyłam w dłoniach książkę. Wtedy nieszczęśliwie zahaczyłam wzrokiem napis -30% leżący na Rowling i już nie mogłam się powstrzymać... 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz