niedziela, 24 lutego 2013

"Syberiada polska" moimi oczami.

Zacznijmy od tego, że nieszczęśliwie jestem posiadaczką teraz już 4 bonów na drugi bilet za złotówkę w Kijowie. Nieszczęśliwie, bo nie wszystkie filmy puszczane są na dużej sali. "Sybieriadę" oglądałam więc w sali małej, dusznej, z małym ekranem. Moja współtowarzyszka określiła to: "perspektywa jak u Twojej mamy przed telewizorem" (średniej wielkości, płaski telewizor ;]). I nie to że się nie znam, bo korzystam głównie z dobrodziejstw kin studyjnych (Ars, Pod Baranami). Ten ekran był mały. Za mały. W dodatku ucinało połowę napisów... Nie polecam.
Książka Zbigniewa Domino od dawna stoi na półce w moim domu. Sięgałam po nią kilka razy, ale nie dosięgłam bo zawsze było coś innego pod ręką. Teraz żałuję, mój wpis byłby bardziej merytoryczny. Skupię się więc na na samym filmie.
Liczyłam na wiele. Dostałam o wiele za mało. Pierwsza duża produkcja poruszająca temat syberyjskich zesłańców została zrealizowana w wersji ugrzecznionej i jakby w pośpiechu. Nie powiem, że źle się ogląda. Ogląda się dobrze, ale gdzieś w głowie plątają się w międzyczasie myśli, że to takie nierzeczywiste, że takie niemożliwe i trochę bajkowe. Bo nie jest to film odzwierciedlający zesłańczą rzeczywistość. Jest to raczej bajka dotykająca tego tematu. Nawet jeśli przygotowywana dla szkół, to zbyt delikatna, aby wywrzeć wrażenie na młodzieży i na długo pozostać w pamięci. Czy reżyser nie chciał podjąć wyzwania i zmierzyć się choćby z takim filmem jak "Katyń"? Też patos, ale o ileż więcej realizmu. Szczerze, to chyba nawet dwójkowy serial "Czas honoru" realizowany jest z większą precyzją jeśli chodzi o oddanie wojennego klimatu. Czy zabrakło budżetu na lepsze kostiumy i scenografię? Czy książka Domino nie jest źródłem prawdziwszych niż przedstawiona historii? I co na to Sybiracy?
W filmie uwagę zwraca Bohosiewicz ze swoją, bardziej niż inne, wielowarstwową postacią. No, dwuwarstwową. Gra silną kobietę, która potrafi zadbać o swoją rodzinę, nawet jeśli musi zrobić to sprzedając swoje ciało. Moralne, niemoralne? Ja tę postać oceniam bardzo pozytywnie. 
No i Jan Peszek. Wielki aktor - mała rola. Szkoda, wielka szkoda, że taki talent dostaje rolę w której nijak da się wykazać. Główną postać gra młody Krucz, który niestety zawsze już będzie mi się kojarzył z serialem "Pierwsza miłość" i może dlatego drażni mnie jego facjata. Jest też Woronowicz, który z pewnością byłby świetniejszy, gdyby nie jego bohater. Jest i Urszula Grabowska, ale jej talent też idzie na zmarnowanie, gdyż cały film leży chora w łóżku.
Niedosyt. Czuję niedosyt.

PATRYCJA: Może dla odmiany napiszesz o czymś, co ci się podobało? :P Po twoich recenzjach, odpadła mi kolejna pozycja do obejrzenia  ;)

JUSTYNA: Powiem tak: obejrzyj. Ale nie w kinie ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz