niedziela, 10 lutego 2013

Wyjaśnienie i część pierwsza Story, czyli zwariowanej, niekończącej się krakowsko - łódzkiej opowieści

Jako, że głowy kipią nam od pomysłów, kolejnym motywem naszego bloga, będzie zwariowana historia, którą będziemy pisać naprzemiennie, obserwując przy okazji co z tego wychodzi. Nasze bohaterki mieszkają w Krakowie i Łodzi, a ich losy splotą się wkrótce w niezwykłych okolicznościach... Istny galimatias i kogel-mogel! Zapraszamy do lektury! ;)

STORY, cz. 1
pisze: Justyna


Okulary zsuwały się jej na czubek nosa tworząc efekt podejrzliwego wzroku babci. A ona wpatrywała się w okno czatu, gdzie literki tworzyły tę emocjonalnie zabójczą wiadomość. Nie, musi przestać. To ją kiedyś wykończy. 

Wibracje telefonu wyrwały ją z transu. "Pamiętaj. Jutro o 12." "Pamiętam" - pomyślała i przeciągnęła się ziewając. Brutalna w słowach i melodii piosenka, której dźwięki wydobywały się z głośnika wprawiły ją na powrót w wyśmienity humor, pomyślała, że ma w dupie to czego przed chwilą nie miała i udała się na spoczynek, zastanawiając się jaką niespodziankę na dziś przygotował jej Morfeusz. Otulając się szczelnie kołdrą pomyślała, że ostatniej nocy nie dokończył on naprawy zlewu w swoich zielonych, roboczych ogrodniczkach i w myślach podała mu klucz lubieżnie spoglądając na jego bicepsy wyglądające zza zielonych, robotniczych szelek. 



Przeszywający na wskroś dźwięk domofonu wdarł się z impetem do jej snu o grasujących po domu chochlikach. Dość przerażającego, nawiasem mówiąc. Pomyślała, że tym razem powinna wybaczyć listonoszowi. Zwlekła się z łóżka i przysypiając stała w drzwiach, jedną ręką przyciskając wciąż guzik z kluczykiem.
- Czy Pan zawsze musi tu być tak wcześnie? - rzekła, nadając swojemu głosowi ton żartobliwej pretensji.
- Ach, cudeńko, to dlatego, że nie mogę się doczekać, kiedy Panią znów zobacz! - rzekł uprzejmie spocony jegomość, a ona patrząc na jego świecącą łysinę, zastanawiała się jak dba się o taki przybytek - myje szamponem, mydłem? smaruje kremem? - Listy złociutka dla Pani! 

Wśród pliku rachunków dojrzała niebieską kopertę. "Jest" - pomyślała.
- A to to pewnie od jakiegoś wielbiciela - wdarł się w strumień jej myśli poczciwy pracownik poczty polskiej.  

Zrobiła słodkie oczy, podziękowała i życząc uprzejmie miłego dnia subtelnie odprawiła jegomościa pod drzwi sąsiadki. 


"Jest! Jest, jest, jest. Yes, yes, yes. Yes, że jest." -wytłumaczyła sobie i radowała się w myślach, przecinając kopertę swoim profesjonalnym nożykiem do papieru. 
Zegar z kościelnej wieży wybił dziewiątą. Za trzy godziny będzie przemierzać stare miasto, stukając miarowo swoimi najnowszymi obcasami marki Hego's.

"Matrioszkowe obcasy właściwie nadają się tylko do ozdobienia półki w garderobie" - pomyślała spoglądając na swoje obuwie i poczuła się głupio, że je założyła. Za bardzo się wyróżniają. Trzeba porzucić tę pasję kupowania oryginalnych dodatków na rzecz bardziej stonowanego odzienia, które przystoi kobietom w jej wieku. A w jakim właściwie ona jest wieku? 24 lata. No właśnie. Więc, chyba jeszcze można pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa, zanim przywdzieje się te babcine garsonki - myślała, a na myśli miała stroje a'la urzędniczka państwowa. Jej styl ubioru ciągle ewoluuował i dużo czasu poświęcała na kontemplację tego tematu, ale ostatecznie nigdy nie mogła zdecydować, czy lepiej być ponętnie elegancką, frywolnie zalotną czy też może poprawnie niepoprawną. Jej dywagacje przerwało przybycie Zuzanny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz